Dzień 9: Oriszentpeter -> Zgornja Hajdina
Znowu zimno. Najlepiej jednak śpi się w lesie. Udało nam się wstać o 4:30, ale na nic to się zdało, bo z tego chłodu zbieraliśmy się tak powoli, że wyjechaliśmy o 7:40. Wróciliśmy się kawałeczek do sklepu, ale w niedzielę był nieczynny. No to na Słowenię. Mieliśmy do niej jakieś 12 kilometrów. Już 2 km przed granicą zaczęły się takie górki, że trzeba było schodzić z rowerów, bo nogi nie dawały rady. Dużo wody i batonów poszło tego dnia.
Po przekroczeniu granicy oczywiście kolejne góry. Zaczęliśmy myśleć, że celu na dzisiaj (miasto Ptuj) nie uda się osiągnąć. W Murskiej sobocie zrobiliśmy postój, bo był tam nasz ulubiony Lidl, więc zrobiliśmy szybkie zakupy (zwłaszcza woda). Potem kilkanaście kilometrów jechaliśmy po płaskim. Do 11stej, może nawet 12stej jechało się dobrze, ale potem upał był nie do wytrzymania. Schowaliśmy się do lasu i tak, jak poradziła na siostra robiliśmy tury: jedno śpi, drugie pilnuje. Coś szeleściło w oddali, ale to chyba nie były niedźwiedzie, którymi wszyscy nas straszą. O 16:00, po obiadku ruszyliśmy dalej. Za kilka kilometrów czekał nas długi i bardzo męczący podjazd (12% nachylenia), a później długo z górki. Przed nami zaczęły ukazywać się góry, które będziemy musieli pokonać następnego dnia. W końcu dojechaliśmy do Ptuj (w górach i w upale, przy doskwierajacym bólu kolana, dystans 80 km to naprawdę duży sukces). Wjechaliśmy na górę, na której był zamek oraz niesamowity widok na miasto, góry i jezioro.
Początkowo mieliśmy tam jechać w poszukiwaniu noclegu, ale zdecydowaliśmy się jednak jechać dalej.
Nie daleko za Ptuj znaleźliśmy mały lasek, w którym zatrzymaliśmy się na noc. Oby było tu niedźwiedzi i dzików.
Przejechany dystans: 88km (711km ogółem)