Dziennik







Dzień 4: Teplice nad Becvou -> Ostrožská Nová Ves

Nie pamiętam kiedy ostatnio tak zmarzłam w nocy (chyba we Władysławowie na plaży, a tam nie miałam namiotu i śpiworka, więc nie ma porównania). Ciężko było wygramolić się z namiotu, ale ciepła kawa na świeżym powietrzu trochę pomogła. Marcin zaczął rozbierać rowery żeby zrobić szybki serwis, ja poskładałem namioty. Trochę się zeszło z tymi rowerami po wyjechaliśmy z naszej polanki dopiero koło 11:00. Było już bardzo gorąco, ale na szczęście pogoda się popsuła i nie grzało tak mocno. Gór było coraz mniej, więc jechało się dużo lepiej niż poprzedniego dnia. Straciliśmy trochę czasu na stacji benzynowej, bo bezskutecznie próbowałam połączyć się ze światem przez WiFi. Telefon odmówił posłuszeństwa. Jadąc dalej omal nie zabił mnie jakiś furiat, kierowca bombowca (wspominałam już, że Cżesi jeżdżą jak idioci?), podobnych sytuacji w Cżechach było kilka. Gdy zrobiliśmy mały postój jakiś rowerzysta podjechał żeby zapytać czy wszystko OK, więc miłe akcenty też były.

Wieczorem jechało się świetnie. Chcieliśmy przekroczyć granicę czesko-słowacką, ale znaleźliśmy fantastyczne jezioro z czystą wodą i widokiem na góry, więc postanowiliśmy się tam rozbić. Można było się na spokojnie wykąpać i zrobić pranie. zwlekaliśmy trochę z rozbijaniem namiotów, bo czekaliśmy aż ludzie sobie pójdą, więc latarki poszły w ruch. Potem zostało nam już tylko zasnąć, a nie było to łatwe, bo gromada ropuch postanowiła zagrać znam koncert na dobranoc.

Przejechany dystans: 75km (246km ogółem)






Copyright © 2017 Rowerem na Korsykę. All rights reserved.