Dzień 3: Nasiedle -> Teplice nad Becvou
Wstaliśmy godzinę później niż chciałyby tego nasze budziki. Eksproswym tempem spakowliśmy nasze rzeczy, po czym zjedliśmy śniadanie i przygotowaliśmy rowery do jazdy. Pożegnaliśmy się z rodziną Arka i ruszyliśmy w drogę. Po drodze czekał nas jeszcze przystanek u Daniela, który zaprosił nas wcześniej na kawę. I ciasto (pyszne ciasto). O godzinie 9:30 wyjechaliśmy w kierunku Czech. Do granicy dojechaliśmy bardzo szybko, bo już po 10tej.
Następnie kierowaliśmy się na Opavę, za którą miały zacząć się "straszne góry", przy których samochód "ledwie ciągnie". I faktycznie były takie (oczywiście nie takie straszne, jak późniejsze Alpy, ale na tym etapie nasze kondycje miały wiele do zarzucenia). Myślę, że tego dnia około 75% trasy było pod górę. Cztery sakwy zawieszone na rowerze dały o sobie znać. Zapasy wody szybko się skończyły, a brak czeskich koron (ale się przygotowaliśmy!) nie ułatwiał sprawy. Udało się na szczęście znaleźć stację benzynową, na której można było zapłacić kartą ( co dla Czechów nie jest najwyraźniej oczywistością).
O 14stej zrobiliśmy sobie pierwszy na tej wyprawie "popas" czyli dłuższy postój z obiadem. Wybraliśmy na ten cel urokliwą polną drogę, na której na pewno nie spodziewaliśmy się rozpędzonego motocyklisty (który omal nas nie rozjechał). Przetestowaliśmy nowo zakupioną kawiarkę (rzecz niezbędna na wyrpawie!) i pożywiliśmy się pyszną zupą błyskawiczną.
A potem znowu pod górkę... Wieczorem Marcin wyhaczył fajne miejsce na nocleg: pagórkowata łąka otoczona drzewami. Poziom zamaskowania: Ninja. Był tylko jeden problem: ZIMNO JAK ...
Przejechany dystans: 73km (171km ogółem)